Pierwszy listopada (II)
gdy przez tych co żyją
przemawiają zmarli
objawień węże odkryją
sens w ciele własnym zatarty
wszak sny nam wspólnie pisane
w rytmach koron, korzeni
o tyle pniemy się w górę
o ile pod ziemię zejdziemy
dłoń złota na grani światła
milczy w ramach tęczowych
co umysł osadza w zasadach
rozpuszcza wnet jad zakwasowy
wolnością bez-troska – rzekł budda –
to w orgii tej obojętność
infinity plus minus infinity
wynikiem nicość więc wieczność
opadły liście na warmii
gdzieś dudni bęben prastary
kracze kruk wszystkich świętych
przodkowie w kościach zagrali
umysł wije historie
symbole, liczby, wspomnienia
mitochondria pulsują
ziemia ku zimie się zmienia
a w łomży kot ciemny brodzi
przegląda stare podwórza
przypadek czy przeznaczenie
kodu cząstka nieduża
spirala trwa nieskończenie
nie-jest tysiąckroć sahasrāra
żul pije wódę i rzęzi
doktor teorie ustala
my gdzieś ciągle pomiędzy
w nieutulonej po-więzi
bo wspólnym zniczem czas tętni
świat żywy jest – póki tęskni
horyzont jest w każdej chwili
kwant każdej przeżytej treści
dostrzec niewiedzy dźwięk cichy
z dzielenia przez kosmos
– reszty.
(1.XI.18, Gęsikowo)