Odnowienie obrony
dr Michałowi Ecksteinowi, z okazji habilitacji
Śniło mi się dziś, że byliśmy razem na czymś w rodzaju inscenizacyjnego odnowienia obrony doktoratu Fiodora Sukoczewa. W tej inscenizacji brał on udział jako główny performer, zaś my obaj należeliśmy do czegoś w rodzaju słabo oddziałującej (lecz niezupełnie pasywnej) publiki. W szczególności, było odtworzone to, że pewien człowiek (którego nazwisko było wyraźnie wymieniane, ale zapamiętałem tylko tyle, że było na literę “K”), uczestniczący również w tej obronie (ale tak jakby bardziej pasywnie, bo akurat pracujący, jako więzień, w innym pomieszczeniu, które było jednocześnie więzienną kuchnią), opracował niezwykle skuteczną i mocną metodę pracy ze świadomością poprzez ciało, natomiast dwójka trójmiejskich masażystów o aspiracjach tantrycznych, także uczestnicząca w tej obronie, splagiatowała tę medotę, zarabiając na niej i udając, że to ich dzieło. Odnosząc się do tego, Sukoczew z przekąsem zaznaczył w swojej wypowiedzi, omawiającej jakąś technikę dowodu: “...korzystając z metod opracowanych przez K.,...”. Wywołało to pewien ferment, choć wszyscy wiedzieli, że to są faktycznie metody opracowane przez rzeczonego K., oraz że owi masażyści są po prostu łasi na hajs oraz bezczelni. Poza tym Sukoczew omawiał dość szczegółowo jakieś niezbyt łatwe zespolone twierdzenia interpolacyjne na pewnych klasach banachowskich, niezmienniczych względem przestawień, przestrzeni nieograniczonych operatorów, i użył frazy w rodzaju “wiele z tych wyników było zebranych przez Orlicza” (który, z niezrozumiałych przyczyn, miał w tym wspomnieniu twarz Fenchela), co oznaczało, tak jakby, że przed Orliczem istniało wiele niezależnych od siebie wyników (nierówności) spełnianych przez oddzielne funkcje, rozważane w różnych konkretnych sytuacjach, natomiast Orlicz, podobnie jak bracia Grimm, lub etnografowie na przełomie XIX i XX wieku, zebrał setki nierówności w jedną teorię interpolacyjno-nierównościową na pewnych klasach przestrzeni funkcyjnych i ciągowych. W bliżej nieokreślonym międzyczasie okazało się także, że jedną z recenzji na odnowiony doktorat Sukoczewa napisała Francesca Vidotto, która zainspirowała się tak bardzo jakimiś odniesieniami do tematów wysokogórskich zawartych w tym doktoracie (być może chodziło o szacowanie z góry), że poświęciła cały duży rozdział swojej recenzji gruntownej analizie nasłonecznienia podhalańskich stoków, przy czym zarówno z perspektywy praktyki narciarskiej, jak i w kwestii ich walorów kolorystyczno-architektonicznych, widzianych okiem malarza-pejzażysty. Pamiętam, że bardzo mnie poruszyło, że na tak bogato można uhonorować czyjąś pracę w jej recenzji.
Po omówieniu niektórych swoich wyników Sukoczew zdecydował się pominąć dyskusję pozostałych rezultatów, odsyłając obecnych do lektury swojej pracy, po czym przeszedł do ostatniej części zaliczenia swojej obrony, którą było przeprowadzenie ćwiczenia ratowania ludzi z rozbitego, czy też płonącego, tramwaju. W tym celu udaliśmy się wszyscy na znajdujące się nieopodal tory tramwajowe, na których stał tramwaj o wielkości większej salonowej sofy, a na nim, tak jakby na kolejnych fragmentach sofy, siedziało łącznie jakieś cztery czy pięć osób, które Sukoczew miał za zadanie sprawnie wyewakuować przy pomocy dwuosobowej taczki, przy czym należało dokładnie omówić warunki, przy których określony sposób ułożenia ludzi na taczce jest możliwy w sytuacji posiadania przez nich określonych obrażeń. Podczas tego, gdy Sukoczew umieszczał na taczce dwie pierwsze osoby, ktoś wtrącił się z uwagą, że “...a co jeśli dana osoba ma takie-a-takie obrażenia? Wtedy nie można umieszczać jej w tej pozycji, chyba że zastosuje się... (i tutaj padła nazwa jakiegoś środka gojącego rany i oparzenia, będącego jednocześnie bardzo mocnym środkiem przeciwbólowym)?”. Sukoczew przyznał rację temu komuś, po czym kontynuował proces ładowania ludzi na taczkę, i przewożenia ich. Co ciekawe, siedzenia tej tramwajowej sofy miały mocny purpurowy kolor, jakiejś takiej szlachetnej i drogiej tkaniny, z połyskiem, być może jedwabiu.
Następnie, po zakończeniu tej części inscenizacji (a była już noc), odnowa doktoratu Sukoczewa została uznana za zakończoną w części oficjalnej, i udaliśmy się wszyscy na część nieoficjalno-rozrywkową, która okazała się być całonocną imprezą techno w jakimś zamku. Przy wejściu, z jakichś przyczyn, dałem Tobie mój (nieduży) plecak. Ruszyliśmy wspólnie w głąb tego zamku, który okazał się mieć wielokondygnacyjne poplątane labirynty klatek schodowych, po których chodzili trochę odklejeni, i jakby znużeni, uczestnicy. W pewnym momencie gdzieś zniknąłeś (wyglądało to, jakbyś udał się gdzieś, pozałatwiać jakieś swoje sprawy), ja zaś zanurzyłem się dalej w eksplorację tego zamku i jego przestrzeni. Ktoś wypowiedział komentarz, że grane w tym zamku techno jest “takim współczesnym, miejskim techno, pozbawionym pazura krytyki społecznej”. Niedługo później znalazłem się w wielkiej wannie w jakiejś łazience, w której, nie wiem dlaczego, zdecydowałem się wziąć prysznic. Przy czym, z jakichś bardzo niejasnych przyczyn, prysznic ten polegał na wyborze określonej amerykańskiej muzyki dyskotekowej z lat dziewięćdziesiątych, jako czegoś, co było głośno grane w tej łazience, oraz jednocześnie puszczane jako teledysk video na znajdującym się w ścianie, nad kurkami kranu, ekranie. Niezbyt mi się to spodobało, i zrezygnowałem z idei wzięcia prysznica. Wychodząc stamtąd natknąłem się na braci Kotowskich. Jeden z nich stwierdził, że miał jakiś czas temu (i w jakiś sposób wyczułem, że odnosiło się to do czasu, gdy obaj robili doktorat w Toronto) ten sprej ze wspominaną wcześniej silnie przeciwbólową substancją gojącą rany i oparzenia, przy czym jednocześnie wspomniał, lub sugerował, że kogoś tym nawet sprejowałem (natomiast nie było dla mnie jasne, czy sam posiadam takie wspomnienie). Potem rozmawiałem z jakąś sympatyczną dziewczyną sprzedającą jedzenie przy barze w tym zamku (bardziej jak ekspedientka w sklepie, niż jak kelnerka lub barmanka). Powiedziała mi ona, że moja twarz wygląda młodziej, gdy się cieszę i tańczę. To jednocześnie mnie ucieszyło (że widać we mnie jeszcze jakieś fragmenty młodości) oraz zasmuciło (że są to tylko przejawy, a nie stan całościowy i permanentny). Natomiast wkrótce okazało się, że już nadchodzi ranek, i pora się zbierać. Nie mogłem Ciebie długo znaleźć, i tak samo wsiąkł gdzieś mój plecak. Ostatecznie znalazłem Ciebie (wyglądało na to, że dość szybko ulotniłeś się z tego zamku, i wróciłeś tylko na moment zwijania się wszystkich do domu), natomiast nigdzie nie było mojego plecaka, a Ty zapomniałeś, co się z nim stało. Po jakimś dłuższym poszukiwaniu plecak się odnalazł (choć nie było jasne, gdzie był), a ja się obudziłem.
(28.II.24, Brzeźno)
Bibliografia:
[1] Фёдор Анатольевич Сукочев, 1987, Симметричные пространства измеримых операторов на конечных алгебрах фон Неймана, Диссертация на соискание учёной степени кандидата физико-математических наук, Ташкентский Ордена Трудового Красного Знамени Государственный Университет им. В.И. Ленина, Ташкент.
[2] Władysław Roman Orlicz, 1932, O pewnej klasie przestrzeni typu B. – Über eine gewisse Klasse von Räumen vom Typus B, Bulletin International de l'Académie Polonaise des Sciences et des Lettres. Classe des Sciences Mathématiques et Naturelles. Série A, Sciences Mathématiques 1932:2, 207–220.
[3] Moritz Werner Fenchel, 1949, On conjugate convex functions, Canadian Journal of Mathematics 1, 73–77.