#(RPK)/:.._notatnik.roboczy_+>+?>.pamięć.zewnętrzna.::...
Skończyłem czytać Spin Networks in Nonperturbative QG. Dobry tekst. Kupiłem dziś też Na zachodzie bez zmian Remarque'a za jedyne 9,99, w twardej oprawie i na dobrym papierze. Pracuję też nad stroną naszego seminarium kwantowo-grawitacyjnego.
Czytam poprzednie teksty, ale w każdym się zatrzymałem na pewnym momencie, z powodu zbytniego nagromadzenia niejasności. Aby rozświetlić mroki mej ignorancji, zacząłem czytać Spin Networks in Nonperturbative Quantum Gravity Baeza (gr-qc/9504036). Bardzo fajny tekst. Marta Rakoczy odpisała, że komórki nie załatwi.
Skończyłem drugi i ostatni tom Baruta-Rączki! Świetnie. Miło było, ale się skończyło. Wiele razy pewnie jeszcze będę doń wracał, aby coś zrozumieć lepiej (bo wiele rzeczy musnąłem raczej niż zrozumiałem jasno). A tymczasem nie odpoczywam i zabrałem się od razu do dwóch prac, do których już od dawna się przymierzałem: Loop quantum gravity: an outside view (hep-th/0501114) - Hermann Nicolai, Kasper Peeters & Marija Zamaklar, oraz (co było do przewidzenia): Background independent quantum gravity: a status report, Abhay Ashtekar & Jerzy Lewandowski, CQG vol 21, nr 15, 7 August 2004. Wreszcie w domu! :) Skąd się biorą P(exp(\int_\alpha(A)dx)) holonomii w LQG oraz jaki jest sens tetrad/vierbeinów pięknie i prosto napisał Sean M. Caroll w Lecture Notes on General Relativity z gr-qc/9712019. O teorii pola i formalizmie Palatiniego miluśko pisze zaś Krzysztof Meissner w Klasycznej Teorii Pola (PWN, 2002).
Czytam dalej o rączkach Bieruta.
Nie spałem wcale dzisiejszej nocy - szukałem dawnych znajomych na gronie i ich zapraszałem, a poza tym odpisywałem na zaległe maile. Skończyłem o czwartej nad ranem, lecz było już za późno na sen. Odebrałem dziś Nokię 3330 z serwisu - to już trup. Może Marta Rakoczy pomoże?...
Po południu poszedłem odebrać paczkę z Universitasu. Była przyjemnie ciężka. A w środeczku wspaniałe smakołyczki:
Co tu wiele pisać o tych książkach? Mówią same za siebie. Wyjątkowo cieszy mnie Miciński i Chwistek, bo już od dawien dawna na nich polowałem.
Przeczytałem tego Obywatela 1/2006. Świetny. Dużo naprawdę dobrych tekstów, rzetelnych i treściwych. Prócz tego prowadziłem sprawdzian z programowania C++, oddałem Nokię 3330 do naprawy (dranie! za samo sprawdzenie rodzaju usterki życzą sobie 60zł!) i przeczytałem dalszy kawałek Baruta-Rączki (siedzę teraz w rodziałach o indukowanych reprezentacjach grup - to szaleństwo!!!). Poza tym przyszedł rachunek z TPSY (rany julek! - 280zł!), oraz awizo na paczkę - przysłali wreszcie książki które zamówiłem z Universitasu. Jutro odbieram!
Dostałem pocztą najnowszy numer Obywatela (1/2006). Zapowiada się smakowicie - mniam, mniam... A oprócz tego cały dzień spędziłem łażąc po mieście i załatwiając różne sprawy. Byłem między innymi w antykwariacie, w którym znalazło się dużo książek matematycznych i fizycznych po rosyjsku (widać jakiś fizyk zmarł. można by nawet zbadać kto, ale po co? - to w sumie byłoby dość brudne zajęcie). Przegrzebałem te skrzynki i znalazłem cztery świetne książki - Wielkoskalową strukturę Wszechświata Hawkinga i Ellisa, Wiązki włókniste Husemullera, książkę o Lorentzowskiej bazie (tetradzie) w OTW jakiejś Rosjanki, oraz jeszcze coś czwartego, ale zapomniałem co. Ceny obłędne! - Średnio po 23 złote za książkę! (Ciekawe jaka była realna cena zakupu pojedynczej książki przez antykwariat?) Więc muszę się poważnie zastanowić czy naprawdę mnie na te smaczne kąski stać. Ach, i był jeszcze von Neumann Matematyczne podstawy mechaniki kwantowej, ale zbyt drogo to wszystko, abym dla samej przyjemności posiadania tego klasycznego dzieła wydawał tyle pieniędzy. Co innego jednak kupić Paideię Jaegera za 100zł, a co innego von Neumanna za 25zł...
Wypożyczyłem też z biblioteki wspaniałą książunię Ishama Lectures on Quantum Theory - Mathematical and Structural Foundations (1995). Dawno chciałem do niej sięgnąć, gdyż Isham jest zaprawdę nauczycielem.
Prócz tego poszedłem z moim ukochanym Zenitem TTL do serwisu fotograficznego i wyszła z tego długa i wielce przyjemna rozmowa z właścicielem tego zakładziku, który już od 20 lat reperuje aparaty fotograficzne. Jak zwykle nie mam czasu i chęci na to, aby produkować okrzesane i miłe teksty referujące słowa i myśli które zapadły, więc zrobię tylko briefing. Otóż wynikła nam rozmowa o współczesnej fotografii cyfrowej, która w odróżnieniu od klasycznej, analogowej, jest płaska! Fizycznie rzecz biorąc, wynika to z tego, że struktura kliszy fotograficznej jest trójwymiarowa więc, jak wyraził się mój interlokutor, "zdjęcie stanowi wierne, trójwymiarowe odwzorowanie rzeczywistości". Tymczasem w przypadku aparatów cyfrowych matryca CCD jest płaska, a w dodatku jej reakcja jest przetwarzana od razu na zerojedynkowe ciągi. To jest czysty Baudrillard! Moja rozmowa z tym panem (dość młody, około czterdziestu-paru lat) była prostą rozmową dwóch mężczyzn, i tym bardziej to było piękne. Najchętniej byłbym uściskał mu obie dłonie i w ogóle - co tu gadać! Ale wróćmy właśnie do gadań. Bo rozmawialiśmy też o tym, że tak samo dzieje się z muzyką - mp3 wypłaszcza dźwięk, ponadto umieszczając go w zupełnie innym kontekście - "kiedyś kupowało się płytę i słuchało się od początku do końca". Rzecz była rzeczywista i miała swoją realną wartość i znaczenie. "Dzisiaj ściąga się kilka giga empetrójek i słucha kilku wybranych w tramwaju". Bardzo trafnie i niepretensjonalnie ujął on również przyczyny tego (realne, nie symboliczne), polegające na przyspieszeniu procesów przetwarzania (dla samego siebie), oraz braku wymagań. Fotki z aparatów cyfrowych są rzeczywiście fantastyczne. Tak jak i empetrójki. Brakuje im jednak ciepła i głębi. Proces jest jednak nieunikniony. "W zeszłym roku Kodak zanotował 50% spadek sprzedaży filmów". I jeszcze jeden aspekt z boku: globalizacyjna konsolidacja - "właśnie w zeszły piątek przestała istnieć Minolta" - powiedział, a siedzieliśmy pod wielkim plakatem prezentującym wszystkie modele aparatów Minolty, począwszy od pierwszych modeli z początku XX wieku - "kupiło ją Sony". Dziatki drogie, gdy już nie będzie istnieć żadnych dotykalnych śladów świata, wówczas apokalipsa będzie dokonana. Dzisiaj wszak ciągle trwa - nasz paroksyzm: peformance i obserwacja.
I przez to wszystko nie poszedłem na wykład z topologii algebraicznej... :-)
A wieczorem wypiłem jeszcze litr soku śliwkowego. Ale to zupełnie nie to. Żal serce ściska po tych wspaniałych rzeczywistych sokach, które dzieckiem będąc piłem w CCCP.
Czytam dalej Baruta-Rączkę. Wieczorem wpadł Józek na korepetycje z kwantów. Przyniósł ze sobą wspaniałe książeczki: Hajime Nakamura - Systemy myślenia ludów Wschodu (1964, wyd. pol. 2005), Jacques Pimpaneau - Chiny - kultura i tradycje (wyd pol. 2001), Janusz Kamocki - Etnologia ludów pozaeuropejskich (2003), Richard Pipes - Rosja carów (1974, wyd. pol. 1990), A. Wolf (ed.) - Studies in Chinese Society (1978), Boye De Mente - Japanese Manners & Ethics in Business (1981) (wbrew pozorom jest to praca antropologiczno-kulturowa!), no i jeszcze jedno (po Nakamurze) cudo cudów - Essays on Chinese Civilization Derka Boddego! Wszystko to czeka na przeczytanie, może w ferie, jak się uporam wreszcie do końca z Barutem-Rączką i wstępną wersją artykułu "dla Ishama".
Zacząłem drugi tom Baruta-Rączki. Wreszcie jest o tym, jaki ta cała matematyka ma sens fizyczny. Czyli jednak jestem choć trochę fizykiem! Teraz już lecę ostro do przodu, więc odnotowywać będę raczej tylko ważne momenty, a nie rozdział po rozdziale. Poza tym odebrałem rulon (!?!) z Universitasu (przysłali mi sami z siebie kalendarz ścienny na rok 2006! - to urocze! - tylko niestety Poczta Polska niemiłosiernie pogniotła go...) oraz przesyłkę z NNNW. I co? - I Wołek z Uszatym się pomylili! Przysłali mi CzarZły Post Regimentu (1996) zamiast pierwszej ich płyty. CzarZły to również bardzo charakterystyczna płyta, niegdyś mi bliska, ale po latach nie ostała się w nie tak znów szerokiej plejadzie rzeczy, których mogę słuchać z wielką przyjemnością. Trzeba będzie odsyłać, itp. Oprócz tego już poprawnie w przesyłce była kaseta Wszyscy jedziemy... Defektu Mózgu (jednak nie ta oryginalna, ale licencyjna Silvertonu z 1996 roku). Z przyjemnością zapuściłem stare dobre kawałki. Ech, ech... Było się kiedyś młodym... ;-)
Skończyłem pierwszy tom Baruta-Rączki!
Czytam dalej Baruta-Rączkę. Ale to jeszcze nic, bowiem wreszcie udało mi się zainstalować na Windowsach obsługę pisma chińskiego! (Było to zresztą banalnie proste.) Oczywiście jest to putonghua (od dziś przerzucam się zatem stale na utf-8), ale więcej znaków pewnie i tak przynajmniej ze dwa lata nie będę potrzebował. Pierwszy tekst napisany po chińsku brzmiał oczywiście 量子引力 :) (with a special greetings for You Ding!!!). Teraz będę próbował skonfigurować Slacka (9.1) żeby też pracował dobrze z chińskim (na razie mam dobrze skonfigurowany rosyjski i polski), ale to trochę wyższa szkoła jazdy. Ale ponieważ już ponad półtora roku pracuję w większości właśnie na slackware, to trzeba będzie jakoś to zrobić (choć - muszę przyznać - windowsowa obsługa pisania po chińsku jest urzekająco prosta i przyjemna!). Nota bene, właśnie zauważyłem że Konqueror 3.1 na moim Slacku 9.1 błędnie czyta chińskie czcionki. Tzn. wyświetla znaki które w pinyinie się zgadzają brzmieniowo, ale mają zupełnie inny sens. Dziwaczne! Zwłaszcza, że wydziałowy Konq (na Susy) już czyta to dobrze, i tak samo IE 6...
Kupiłem Korespondencję filozoficzną Witkacego z Ingardenem, Autonautów z kosmostrady Cortazara i Carol Dunlop, a także Gombrowicza Listy do rodziny. Wieczorem oglądaliśmy Metropolis na dużym ekranie, napisy miały opóźnienie ponad półgodzinne, a Grześ i Ania kupili straszyki do akwarium. A poza tym w Polsce mrozi. Czytam dalej o rączkach Bieruta.
Kupiłem kilka książuń Nietzschego: Wędrowiec i jego cień, Zmierzch bożyszcz, Narodziny tragedii, Z genealogii moralności, Wiedza radosna. Ale przede wszystkim jeszcze coś... i to nie Nietzschego, lecz... Człowieka bez właściwości Roberta Musila (cztery tomy w pięknym wydaniu i twardej okładce za 99zł!). Pycha!
Wieczorem byłem na Zapasiewiczu grającym Becketta. Ostatnia taśma Krappa mocno mi przykopała (jeśli mogę tak to ująć) - gdyż ujrzałem pewne sprawy (zbyt) jasno.
Kontynuuję lekturę. Dziś zacząłem rozdział 12: ograniczone operatory w przestrzeni Hilberta. Dotarłem do twierdzenia spektralnego. Wcześniejsze twierdzenie Gelfanda-Najmarka to czysta rozkosz. Natomiast twierdzenie spektralne jest bardziej skomplikowane, przede wszystkim przez te sprawy miarowo-całkowe. Musiałem się trochę wspomóc w zrozumieniu dodatkiem B w Barucie-Rączce oraz fragmentem z tomu II Analizy Maurina. Może nieco powoli, ale zaczynam je rozumieć.
Wypiłem ze dwa litry soku brzozowego. Rozmowa telefoniczna z mdabem nt. chefsiby i uwodzenia.
Czytam dalej Analizę funkcjonalną, rodział 11: komutatywne algebry Banacha.
Wieczorem dawałem quasi-korepetycje z kwantów Józkowi. Były one quasi, bo pytał się mnie przede wszystkim o Clebsche, a ja z nich uogólniona noga jestem.
Wycieczka z Anią Wypijewską na skute lodem jezioro w Parku Skaryszewskim. Rano byliśmy z Mamą w Zielonce Bankowej.
Czytam dalej Analizę funkcjonalną, rodział 10: algebry Banacha i komutatywne algebry Banacha.
Wieczorem: byłem z Anią Rogowską i Grzesiem na urodzinach u Janki. Północna spacerowo-praska rozmowa z Anią o braku w życiu, milczącym krzyku, drzewach, obecności, ludziach.
Zacząłem Analizę funkcjonalną Rudina, ale oczywiście nie od początku do końca, tylko od razu od trzeciej (i ostatniej) części pt. "Algebry Banacha i teoria spektralna". Rudin jest dobrze napisany, choć po Jaenichu wypada nieco gorzej. Ale też jest sympatyczny.
Skończyłem Topologię. To świetna książka. Pomyśleć, że kupiłem ją pięć lat temu, a przeczytałem dopiero teraz... Twierdzenie spektralne i Gelfanda-Najmarka było potraktowane tylko w przelocie i skrótowo pod sam koniec tej książki, więc muszę sięgnąć jeszcze gdzie indziej. Przeszukałem regał z książkami i znalazłem Analizę funkcjonalną Waltera Rudina. Mniam mniam...
Nadto wygłosiłem dziś seminarium o Tybetańskiej Księdze Umarłych i (nieoczekiwanie dla samego siebie) relacji jej i fundamentalnych idei buddyzmu do współczesnej kategoryjnej fizyki i matematyki. Potoczyło się zaskakująco nawet dla mnie - mówiąc, zrozumiałem też lepiej kilka rzeczy. Spotkamy się w Cafe Grothendieck...
Czytam dalej Topologię.
Skończyłem rozdział o przestrzeniach jednorodnych i symetrycznych i zacząłem rozdział o reprezentacjach grup. Tu jednak natknąłem się na rozład całkowy unitarnych reprezentacji i zrozumiałem, że muszę zrozumieć twierdzenie spektralne. W tym celu zabrałem się najpierw do podstaw - tzn. zacząłem czytać Topologię Klausa Jaenicha.
Skończyłem rozdział o grupach Liego i zacząłem rozdział o przestrzeniach jednorodnych i symetrycznych.
Skończyłem czytać rozdział o grupach topologicznych i zacząłem rozdział o grupach Liego.
Wojtek Kamiński wygłosił dzisiaj seminarium o q-rachunku, z uogólnionym q-symbolem Newtona i q-Gammą Eulera. Być może q-funkcje można zastosować jako reprezentacje grup kwantowych?
<dmm>, czyli długi miły mail, od MDABa.
Kontynuuję rozdział o grupach topologicznych.
Dzisiaj odwiedziłem Hoffmanową i zamieniłem parę słów o Zwardoniu z BWW, a także porozmawiałem z WłN-em i p. Kamecką (poleca mi książki Rene Dubois). Wieczorem długa telefoniczna rozmowa z Anią (atia9). Późnym wieczorem rozmowa z Mamą o uwodzeniu na kanwie O uwodzeniu Baudrillarda wraz z odniesieniem do Kosmosu Gombrowicza. Uwiedzenie przez znaki. Uwiedzenie jako poddanie się uwiedzeniu. Uwiedzenie jako wszechwładza i otchłań ciemności po której stąpamy, drwiąca z każdego porządku, prawa, ideologii, władzy, wiedzy. Ponowoczesny teatr oraz Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jako przykład procesu zastępowania każdego elementu rzeczywistości przez jego hiperrzeczywistą symulakrę, jako totalna prewencja. George-W.Buszyzm jako symulakra polityki, wojny i ideologii.
Czytam dalej Baruta-Rączkę. Skończyłem rozdział o algebrach Lie i zacząłem rozdział o grupach topologicznych.
Zabrałem się za dalszą lekturę Baeza, ale mocno mi przeszkadzają braki w moim wykszałceniu nt. grup Lie i ich reprezentacji. Zdecydowałem się zatem rzetelnie się tej tematyki poduczyć w całej rozciągłości i zamiast nieudolnie łatać dziury jakimiś fragmentami Sternberga, zabrałem się do systematycznej lektury, od początku do końca, dwutomowego dzieła Teoria reprezentacji grup i jej zastosowania Baruta i Rączki (1977). Dzisiaj siedzę w pierwszym rodziale - o algebrach Lie. Jest to świetna książka! Polecam każdemu! - Wreszcie się czegoś nauczę! ;-)
Oprócz tego odwiedziłem dziś sklep niezależnej wytwórni NNNW (Nikt Nic Nie Wie) i zamówiłem reedycję pierwszej płyty Post Regiment (1991), oraz kasetę Wszyscy jedziemy... Defektu Muzgó (1991). Obydwu tych albumów słuchałem jeszcze dzieckiem w liceum będąc... Ten debiut Post Regimentu jest jedną z najlepszych płyt jakich słuchałem w życiu. Fenomenalna muzyka i poezja.
Idąc za ciosem, kontynuuję czytanie Baeza. Od rana pod nóż poszło An Introduction to Spin Foam Models to BF Theory and Quantum Gravity (1999), gr-qc/9905087. Kontynuując przejście "podstawy matematyki ---> logika kategoryjna ---> słabe n-kategorie ---> topologiczne kwantowe teorie pola" dodać mi przychodzi kolejne strzałki: "topologiczne kwantowe teorie pola ---> sieci/piany spinowe ---> pętlowa kwantowa grawitacja".
To wymaga jednak ode mnie douczenia się w zakresie "starych zaległości" na temat grup i ich reprezentacji, G-struktur, i nie-wiadomo-czego-jeszcze. W tym celu przeszukałem domową biblioteczkę i znalazłem całkiem sympatyczną książkę Sternberga Wykłady z geometrii różniczkowej (1964). Nie wszystko jednak rozumiem, w szczególności nie rozumiem exp i Ad. Zobaczymy... W każdym razie rzeczony artykuł Baeza okazał się być nieco za trudny, więc poszedłem po rozum do głowy i pojechałem na wydział. A tam wydrukowałem sobie kilka brakujących ogniw, czyli Baezjańskich prac, aby naukę sieci/pian spinowych w dwustronnej (bo słabo-n-kategoryjnej oraz pętlowo-kwantowo-grawitacyjnej) perspektywie rozpocząć systematycznie i od początku. Wieczorkiem zatem zabrałem się za jego wcześniejszą pracę, Spin Network States in Gauge Theory (1994), gr-qc/9411007, która jest bardzo sympatyczna (przynajmniej jak na razie).
Zacząłem rok od obejrzenia Kontrolerów w Kinotece. To był naprawdę fenomenalny film, oczywiście o wymowie symbolicznej. Następnie pojechałem do domu spać, a gdy się obudziłem, to przeczytałem następujące artykuły:
Po przeczytaniu wszystkich artykułów nt. szeroko rozumianej logiki formalnej (w tym także podstaw teorii mnogości, teorii modeli, intuicjonizmu - aż po semantykę Kripkego) z pięciotomowej encyklopedii matematycznej (made in CCCP, lata wydania '77-'85, jedyna w swoim rodzaju taka encyklopedia na świecie), przeczytałem Podstawy teorii mnogości Frenkela i Bar-Hillela (1965). Świetna książka, wiele wyjaśnia. Warto może tu w skrócie coś powiedzieć o tych podstawach.
Idea "podstaw jako takich" (tzn. takich których osiągnięcie ustanowi ład i porządek totalny) jest ściśle modernistyczną ideą końca XIX wieku w duchu Weierstrassowsko-Fregeańskim. System teorii mnogości Cantora okazał się być jednak rażony antynomiami (uwaga na marginesie: jak pisze Lawvere [2003, w: Journal of the Symbolic Logic], Cantor rozróżniał istotnie pomiędzy jakościowymi cechami idei Mengen=zbiorów a idei Kardinahlzahlen=liczb kardynalnych), spośród których najbardziej słynną stała się antynomia (paradoks) Russella (1902). Ta i inne antynomie (choć nie było ich znowu aż tak wiele) doprowadziły do konieczności pewnego zmniejszenia "pazerności" teorii Cantora, tak aby jej aksjomatyczny system nie prowadził do sprzeczności. Podstawowe dwa rozwiązania jakie podjęto, była to aksjomatyczna teoria mnogości w duchu Zermelo (później uzupełniona przez Fraenkla; innym rodzajem tej drogi myślenia był system (von Neumanna-)Goedla-Bernaysa) oraz teoria typów w duchu Russella (Principia Mathematica, 1908, wyd.1910-1912). W latach dwudziestych i trzydziestych duże znaczenie uzyskała "trzecia ścieżka" - "metamatematyczna", zw. również programem Hilberta (gdyż ten był głównym inicjatorem i prowodyrem programu). Dużo by tu pisać, ale po co? Napomnę tylko pro memoriam, iż koniecznie trzeba przeczytać Chwistka Granice Nauki (Lwów, 1937). Systemy Chwistka i Hao Wanga (1950's - system \Sigma) to teoriotypowe dużego kalibru próby przekroczenia pewnych problemów które miał system Principia Mathematica - nie były to problemy natury formalnej czy antynomicznej - ale raczej semantycznej.
Do różnych uwag i refleksji w związku z Podstawami teorii mnogości pewnie jeszcze powrócę.