Wycieczka do Dahabu

Dzień przed odlotem do Polski na nasze ostatnie nurkowania na wyjeździe wybraliśmy się do odległej o kilkadziesiąt kilometrów od Sharm-el-Sheikh wioski Dahab. Leży ona nad brzegami zatoki Akaba, przy szosie wiodącej z Sharm do przygranicznego egipskiego kurortu Taba i dalej do Izraela. Dahab jest znacznie mniejszy niż Sharm, i generalnie brzydszy, ma jednak swoje uroki, przede wszystkim przyjemną nadmorską promenadę. Jest ona bardziej kameralna i mniej zatłoczona niż deptaki Sharm, mnie osobiście podobała się o wiele bardziej.

Inny charakter mają też nurkowania w Dahab. Na ogół do wody wchodzi się tu z brzegu, nie z łodzi. Do miejsc nurkowych dojeżdża się terenowymi autami po żwirowych i wyboistych drogach - same te rajdy stanowią nie lada atrakcję! W wodzie jest mniej ryb, szczególnie tych dużych, za to można tu znaleźć niezwykle interesujące formacje skalne i koralowe. No i jest tu sławna Blue Hole, o czym poniżej.

W dniu wyjazdu zjedliśmy śniadanie jak tylko otwarto hotelową jadalnię, czyli tuż po 7 rano, i wsiedliśmy w podstawiony autobus. Szosa wiodła przez malownicze, ale sprawiające odpychające wrażenie góry - na kruchych żółtych i czerwonych skałach nie widać było nawet śladu zieleni. Przed samym wjazdem do Dahab mineliśmy jeszcze wielką piaszczystą wydmę - ewidentnie uważaną za atrakcję turystyczną, bo wspinała się na nią grupka wyglądających jak mrówki ludzi.


Góry Synaju

Szosa

Wielka wydma
Góry Synaju Szosa Wielka wydma

W Dahabie pojechaliśmy bezpośrednio do prowadzonej przez Polaków bazy Planet Divers. Przepakowaliśmy nasze torby nurkowe na czekające dżipy, i w czasie kiedy ładowano na nie butle, mieliśmy jeszcze szansę na zaprzyjaźnienie się ze stadem kóz obgryzających krzaki przy ogrodzeniu bazy.


Baza Planet Divers

Butle nurkowe

Kozy
Baza Planet Divers Magazyn butli Stadko kóz

Po cokolwiek mrożącym krew w żyłach rajdzie po wyboistych drogach dojechaliśmy na plażę przy pierwszym z planowanych na ten dzień miejsc nurkowych, tzw. "Canyonie". Wyładowaliśmy i zmontowaliśmy nasz sprzęt, i brodząc ostrożnie po ostrych kamieniach rafy weszliśmy do wody.


Plaża

Plaża

Kasia
Przygotowania do nurkowania w "Canyonie"

Nurkowanie okazało się niezwykle ciekawe. Nazwa "Canyon" pochodzi od niezwykłego ukształtowania dna morskiego w tym rejonie - tworzy ono tutaj coś w rodzaju wielkiego podmorskiego wąwozu. Właściwszą nazwą tej formacji mógłby być "tunel" - u podstawy wąwóz jest szeroki na kilka metrów, u góry skały jego ścian niemal się stykają. Widać co prawda niewielki prześwit między nimi i błękitną wodę nad nim, ale prawie na całej długości jest on tak wąski, że nurek nie mógłby się tamtędy przecisnąć. Do "Canyonu" można wpłynąć (lub z niego uciec) tylko w 3 miejscach - na głębokości 10m, gdzie podmorski wąwóz się zaczyna, mniej więcej w środku jego długości, na ok. 30m, i już bardzo głęboko, przy wylocie na ponad 50m.

Nasz przewodnik poprowadził nas do pierwszej dziury, tej na 10m, i we wspaniałej scenerii popłynęliśmy do otworu na 30m. Tam mniej doświadczeni członkowie naszej grupy wrócili na otwarte wody, a reszta spłynęła jeszcze do głębokości 40m i zawróciła - próba dostania się do ostatniego otworu byłaby już zbyt ryzykowna z uwagi na rosnące szybko z głębokością zagrożenie narkozą azotową. Niesamowity widok czekał nas jeszcze po wydostaniu się z tunelu - bąbelki powietrza które sami wcześniej wydychaliśmy przedostawały się przez strop kanionu tworząc jakby podwodne gejzery. A na dodatek na skałach otworu wylotowego z Canyonu spotkaliśmy jeszcze naprawdę piękną skrzydlicę!


Podwodna wycieczka

Wlot do Canyonu

W Canyonie
Płyniemy do Canyonu Wlot do Canyonu W Canyonie

Canyon

Wylot Canyonu

Skrzydlica
W Canyonie Wylot Canyonu Skrzydlica

Bąble

Bąble
"Gejzery" powietrza nad Canyonem

Po głębokim nurkowaniu dla bezpieczeństwa należy zawsze wynurzać się powoli i stopniowo, popłynęliśmy więc na zwiedzanie przybrzeżnych raf i plener fotograficzny. Formacje koralowe były naprawdę piękne i bardzo kolorowe, co tym razem widać także i na zdjęciach - robiłem je w wodzie na tyle płytkiej że czerwona część światła słonecznego nie została jeszcze całkowicie przez nią pochłonięta.


Korale

Korale

Korale

Korale

Korale

Korale
Korale i rybki na rafach nad Canyonem

Skorpena

Amfipriony

Pipefish
Brzydka i bardzo jadowita skorpena Błazenki chowają się w ukwiale Oryginalne "pipefish"-e, czyli ryby-fajki

Po zwiedzeniu podwodnego "Canyonu" pojechaliśmy kilka kilometrów na północ, do innej niezwykłej formacji, słynnej Blue Hole. W tym rejonie przybrzeżne rafy tworzą coś w rodzaju płytkiego szelfu, urywającego się kilkadziesiąt metrów od plaży pionowymi urwiskami, opadającymi od razu na wielką głębinę. Sama Blue Hole to ogromna, niemal okrągła i głęboką na około 70m studnia w tym "szelfie", oddzielona od otwartej głębi stosunkowo cienką, w najwęższym miejscu zaledwie kilkumetrową, ścianą. Z Blue Hole na zewnątrz, na pełne morze, można wydostać się albo przepływając ponad zanurzoną na kilka metrów górną krawędzią tej ściany, albo tunelem na głębokości 55m! To ostatnie wymaga już specjalnego szkolenia i ekwipunku, wielu prób przebycia tunelu bez odpowiednich umiejętności skonczyło się śmiertelnymi wypadkami.

Restauracja w Blue Hole Przed kolejnym nurkowaniem zrobiliśmy dłuższy odpoczynek i zjedliśmy dobry obiad w arabskiej restauracji - wokół tak sławnego i przyciągającego tłumy nurków miejsca powstało ich kilka. Po sjeście zmontowaliśmy sprzęt ponownie i weszliśmy do wody w miejscu zwanym "Bells". Był to w zasadzie kolejny tunel w skałach, tyle że prawie pionowy i bardzo ciasny - miejscami ledwo się w nim mieściliśmy. Jego nazwa wzięła się od dźwięku wydawanego przez butle nurków odbijające się od ścian tunelu. "Bellsy" kończyły się na 30m, dalej nurkowaliśmy wzdłuż fantastycznej, przytłaczającej olbrzymimi okapami zewnętrznej ściany szelfu Blue Hole, mijając się z pływającą wyżej mniej doświadczoną częścią naszej grupy.


Kanion Bells-ów

Urwiska Blue Hole

Tramwaj
Kanion Bells-ów Urwiska zewnętrznej ściany Blue Hole Podwodny tramwaj

Po wyjściu z wody czekała nas jeszcze jedna przyjemna niespodzianka - wśród zabudowań na brzegu pojawiła się grupka arabskich chłopców na wielbłądach, jechali na nich do Dahabu. Bardzo chętnie pozowali do zdjęć, a gdy ruszyliśmy z powrotem, w pełnym cwale zaczęli ścigać nasze dżipy! Fotografując je z podskakującego na wybojach auta czułem się prawie jak reporter National Geographic...


Wielbłądy

Wielbłądy

Wielbłądy
Chłopcy na wielbłądach.

Promenada w Dahabie Po powrocie do Dahab, już po zmroku, poszliśmy na spacer nadmorską promenadą. Wyjazd zbliżał się do końca, następnego dnia mieliśmy powrotny lot do Polski, więc przede wszystkim szukaliśmy pamiątek. My z Kasią kupiliśmy sobie po kilka t-shirtów - sklepy w niewielkim Dahabie wydały nam się nie tylko tańsze ale i oferowały większy wybór niż te w Sharm! Na zakończenie bardzo udanego dnia cała nasza grupa zebrała się na pożegnalną kolację w nadmorskiej restauracji, chętni mogli też spróbować fajki nargile - ja niestety nie lubię palenia w żadnej postaci, więc nie skorzystałem. W końcu, zadowoleni ale bardzo zmęczeni, późnym wieczorem wróciliśmy autobusem do naszego hotelu w Sharm.

Wycieczka do Dahabu kończyła naszą wyprawę do Egiptu - następnego dnia rano pojechaliśmy jeszcze na najbliższą hotelu plażę popływać w Morzu Czerwonym już bez sprzętu nurkowego, tylko z maską i fajką, po czym po południu odlecieliśmy do mroźnej i zaśnieżonej Warszawy.



Janusz Rosiek, 23.01.2006




Powrót do strony Egipt 2004   |   Strona główna