Oprócz reaktorów jądrowych fizycy dysponują drugim sztucznym i niezwykle wydajnym źródłem neutrin. Źródłem tym są akceleratory, czyli maszyny, w których przyśpieszane są cząstki. Produkcja neutrin zachodzi w sposób następujący. Na początku w rurze akceleratora przyśpieszane są protony. Następnie wiązka przyśpieszonych protonów kierowana jest na blok materii - tarczę. W wyniku oddziaływania z tarczą protony produkują piony (zupełnie jak w przypadku oddziaływania promieniowania kosmicznego z atmosferą ziemską). Oprócz pionów produkowane są również inne cząstki, jednak dzięki użyciu pól magnetycznych z pośród produktów reakcji można wyselekcjonować czysty strumień pionów. Piony te następnie kierowane są do tzw. kanału rozpadowego będącego długą, pustą rurą. W kanale piony, będące obiektami niestabilnymi, ulegają rozpadom produkując miony i anty-neutrina mionowe. Przed końcem kanału również część mionów ulega rozpadowi produkując elektrony oraz neutrina mionowe i anty-neutrina elektronowe. Na końcu kanału rozpadowego znajduje się wielometrowy blok materii, który absorbuje wszystkie powstałe w wyniku rozpadów cząstki. Jedynymi cząstkami, które mogą przez ów blok przeniknąć są właśnie neutrina.
Za blokiem ustawia się detektory, które mają na celu mierzenie wyprodukowanych neutrin. Bardzo często detektor znajduje się wiele kilometrów (czasem nawet kilkaset) od akceleratora. W najprostszym modelu neutrin odległość detektora nie powinna wpływać na ilość rejestrowanych przez niego cząstek. Neutrina nie są bowiem absorbowane prawie w ogóle przez materię, przez którą przenikają.
Okazuje się jednak, że ilość neutrin danego typu (mionowych i elektronowych) obserwowanych w różnej odległości od miejsca produkcji jest istotnie różna! Po raz kolejny okazuje się więc (podobnie jak to miało miejsce w przypadku neutrin słonecznych i atmosferycznych), że nasz model neutrin nie jest pełny i brakuje w nim pewnego istotnego elementu...