Wyprawa - Amazonka 2004

  • Mapa Argentyny
  • Mapa Boliwii
  • Mapa Peru

    Poniedzialek 19-07-2004

    Kochani!

    Witajcie. Nie pisalismy wczesniej, bo troche duzo sie dzieje. Po pierwsze jest fantastycznie :-) Wyladowalismy szczesliwie w Buenos Aires (choc z drobmym opoznieniem) i pojechalismy do p. Ratajskich. Tam zostalismy bardzo goscinnie przyjeci. Dostalismy (po prysznicu :-) obiad i.. pojechalismy zwidzac Recoleta - najslynniejszy kosciol i dzielnica w Buenos. Zwidzilismy klasztor (nie jest pewne czyj, ale obstawiamy franciszkanow..), wymienilismy troche waluty i obeszlismy okolice. Nastepnego dnia w sposob bardziej zorganizowany zwiedzalismy miasto (i przez pol dnia kupowalismy bilety do Cordoby). Odwiedzilismy polke - p. Soledad, ktora pomogla nam zaplanowac dalsza podroz.
    Spiewalismy z Ratajskimi - do pozna w nocy... Stefan wciaz nie moze sie zaaklimatyzowac - reszta w normie.
    W sobote bylismy w kolorowej dzielnicy portowej, a wieczorem pojechalismy z Ratajskimi do p. Richterow - przedstawicieli poloni, ktorzy nigdy jeszcze nie byli w Polsce nie byli, ale swietnie mowia w naszym jezyku. Spotkanie z nimi bylo bardzo pouczajace.
    Wieczorem boskie TANGO w Cafe Tortoni w centrum Buenos. Rzecz nie do opisania...
    Niedziela - Msza Swieta u polskich franciszkanow pod Buenos i tamze obiad. Spotykamy p. Marie Wielowieyska.
    Jedziemy do Tigre, gdzie jestesmy troche zawiedzeni wycieczka stateczkiem po kanalach w dolinie La Platy.
    Pozegnanie z Ratajskimi i wyruszamy wieczorem do Cordoby.
    Poniedzialek - od rana (zaraz po zakwaterowaniu w wesolym hoteliku) zwiedzamy miasto.
    Miedzy innymi chodzimy przeszlo godzine po katedrze z przewodnikiem. Stefan dostaje goraczki.. :-)
    Bawimy sie swietnie. Przed chwila fantastyczny argentynski obiad (miesiwa rozne i wino), teraz Internet, a wieczorem... :)
    Do NEXT

    NEXT 30-07-2004

    Hej! Dawno nie pisalismy ale byly drobne klopoty z internetem.
    W cordobie bylismy wieki temu, a po drodze wiele sie dzialo. Z Cordoby pojechalismy autobusem do Iguazu - miejscowosci polozonej na granicy Brazylii, Paragwaju i Argentyny. Obejrzelismy tam przecudowne wodospady (i zrobilismy pierwsze pranie.. :). Nastepnie pojechalismy do Resistencji - miasta pomnikow. Poszlismy do polecanej w informacji turystycznej dzielnicy rekodzielnictwa, ale przed samym, wejsciem na jej teren zostalismy ostrzezeni, ze mozemy wyjsc z tamtad nadzy... nie uwierzycie - zrezygnowalismy.
    Kolejnym przystankiem (po drugiej nocy w autobusie okazala sie sliczna Salta - stolica prowincji slynacej z gorskich pejzarzy. W Salcie odpoczelismy by.. wyruszyc w (zaskakujaco) dluga wycieczke w gory pociagiem towarowym. Miala nasza podroz trwac 1,5 doby, ale.. widoki wspaniale (ogladajcie zdjecia) z tym ze po 4 godzinach musielismy przerwac podroz na 6 godzin ze wzgledu na zepsuta zwrotnice i oczekiwanie na inny pociag. Dalej ruszylismy o zmroku. Niektorych z nas dogonila w nocy choroba wysokosciowa, ale ogolnie trzymalismy sie dzielnie. Nad ranem dojechalismy do miejscowosci Salar de Pocitos - tzw. konca swiata, polozonego na przedpolu pustyni Atacama. Stalismy tam niemal caly dzien, czekajac na pociag z Chile. Na tym nie koniec. W nocy, w drodze powrotnej, zepsul sie wagon. Przenieslismy sie z mieszkalnego wagonu do lokomotywy i pojechalismy do San Antonio de los Cobres. Tam spedzilismy noc i przymusowo caly dzien, gdyz okazalo sie ze taxi ktore zamowilismy przyjedzie po nas z oddalonej o 160 km Salty, przez liczace sobie kilka tysiecy metrow gory... Ech.. ale warto bylo! W Salcie zaledwie pare godzin snu i pojechalismy do granicy Argentyny z Boliwia.
    Tam - po pozegnaniu z ziemia argentynska - przesiadka do pociagu i ruszylismy do Tupizy.
    Przybylismy tu wczoraj wieczorem, a dzisiejszy dzien minal nam po znakiem misjonarzy polskich! Poznalismy fantastycznych redemtorystow - oj. Stanislawa i Kazimira oraz siostre Filomene. Pokazali nam swoje dzielo w Tupizie - dom dziecka, internat i radio oraz zaopatrzyli w dobre rady, humor i kontakty.
    To tyle na dzis...

    Niedziela 01-08-2004

    Witajcie.
    Od wczoraj jestesmy w Uyuni. Mielismy dzis po Mszy Swietej jechac na slona pustynie - Salar de Uyuni, ale nie wyszlo (sa wybory lokalne i ponoc nie mozna wyjezdzac z miasta...). Jedziemy jutro na 3 dni. Miasteczko senne i bardzo turystyczne. Kupilismy czapki i jestesmy gotowi na panujace na pustyni i lagunach (do 4300 m n.p.m.) nocne mrozy.
    Pozdrawiamy serdecznie (nie tylko z okazji 60 rocznicy Powstania Warszawskiego).

    Wtorek 10-08-2004

    Hej!
    Jestesmy obecnie w El Alto, gdzie goscimy u biskupa Jesusa Juareza.
    El Alto to dawne przedmiescia La Paz - najwyzej polozonej stolicy swiata, a samo El Alto jest 400 m wyzej... tzn mieszkamy obecnie na wysokosci ok. 4050 m n.p.m.
    Na salarze i wysokogorskich Lagunach polozonych wokol Altiplano, andyjskiego plaskowyzu, spedzilismy 3 fantastyczne dni. Sol, sol, i sol.... urocze... potem roznokolorowe jeziorka, flamingi, wulkany, gejzery oraz pustynia Salwadora Dalego.
    Z Uyuni pojechalismy (z urwaniem resoru po drodze :) do Potosi - najwyzej polozonego miasta swiata (4100 m n.p.m) gdzie dopadlo nas swieto narodowe Boliwii. Defiladom, paradom i marszom nie bylo konca. Zwiedzilismy tez pobliska kopalnie szlachetnych kruszcow.
    Kolejnym przystankiem na naszej (najezonej wspanialymi przygodami) drodze jest wlasnie EL Alto.
    Tutaj przepiekne i nieturystyczne ulice pelne sa straganow i minibusow :). Jutro ruszamy w gory (choc jedynie na chwilke.. gdyz juz na nas czeka jez. Titicaca, ale o tym w nastepnym odcinku).

    Sroda 11-08-2004

    Hej!
    Jestesmy dalej w El Alto.
    Zdobylismy dzis gore Chacaltaya (5395 m n.p.m.) Droga wiodla poczatkowo serpentynami, pozniej zlebem i lodowcem. Podziwialismy widoki na La Paz, El Alto, jezioro Titicaca, osniezone gory Huayana Potosi oraz Illimani. Dzieki wielodniowej aklimatyzacji nie mielismy dzis problemow z choroba wysokosciowa.
    Tuz pod szczytam Chacaltaya jest laboratorium, do ktorego zamierza wkrecic sie Wojtek ;) ;)
    Jutro jedziemy do Copacabany nad jezirem Titicaca...

    Niedziela 22-08-2004

    Hej hej!
    Dawno nie pisalismy, ale nie bylo okazji usiasc do Internetu.
    Od El Alto dzieli nas wiele kilometrow i przygod. Wpierw - zgodnie z planem - pojechalismy do Copacabany, gdzie padl rekord najtanszego noclegu - 1 $ za osobe (na wlasnym lozku!).
    Z Copacabany zrobilismy jednodniowa wycieczke na Isla del Sol (wyspe slonca) - glowne miejsce kultu Inkow. Poza tym udalo sie nam wynajac miejscowa zaglowke i odbylismy samodzielny rejs po jeziorze Titicaca!
    Dzien pozniej pozegnalismy sie z Boliwia i pojechalismy do Puno w Peru (kraju pelnego falszywych pieniedzy..)
    W Puno gralismy w bilarda (gra miala zdecydowanie tendencyjny przebieg..).
    Kupilismy tez wycieczke na peruwianskie wyspy na jeziorze Titicaca, ale udalo nam sie dotrzec jedynie do najblizszych (bardzo turystycznych) plywajacych wysp Uros, gdyz pogoda uniemozliwila nam dalsza podroz.
    Z Puno pojechalismy pociagiem do turystycznej stolicy Peru - Cuzco. Tutaj spalismy w pieknych, choc zniszczonym sklepie meblowym. Miasto - dawna stolica Inkow - piekne..
    Kolejnym przystankiem naszej podrozy byla Calca - polski salezjanin ksiadz Ryszard (oraz nieoceniona wolontariuszka Edyta) przyjeli nas na nocleg i poznali z ksiedzem Grzegorzem, do ktorego pojechalismy pozniej.
    W Calce trafilismy na glowne swieto miasta - Wniebowziecia Maryji (skadinad burmistrzowej miasta Calca!) Przewspaniala procesja wciagnela cale miasto (i nas tez). Dzieki ksiedzu Ryszarowi bylismy w samym centrum obchodow (dziesiatki poprzebieranych calczan utworzylo szpaler ktorym przemaszerowalismy z lekka obawa..).
    Kolejny dzien uplynal nam na zwiedzaniu ruin w Pisac i podrozy do podnozy Machu Picchu.
    Noc spedzilismy w namiocie rozbitym pod wiata zanajdujaca sie na szlaku turystycznym (nie znalezlismy campingu..). Rano (o 5!) obudzily nas latarkami stada turystow.. straszne! Caly dzien uplynal nam na zachwycaniu sie tym ukrytym w gorach miastem Inkow i meczacymi wedrowkami po okolicznych szlakach (przepieknych skadinad..).
    Kolejna noc udalo sie nam spedzic na campingu (w koncu znalezlismy) ale juz o 3.45 pobudka i marsz na powrotny pociag. Pojechalismy do ksiedza Grzegorza do miejscowosci Maraz (niewielka, polozona w gorach i z przepieknymi portalami, nie mowiac juz o niesamowitym kosciele - ufundowanym przez szwagra Ignacego Loyoli (?) - z obrazem swietego Judasza! Ruiny w Moray (przedziwne inkaskie kregi), JEDZENIE (nalesniki!), nocne z ksiedzem rozmowy - po prostu super! Dzis nad ranem pozegnalismy sie z ksiedzem Grzegorzem, po czym pomaszerowalismy do slonych tarasow. Zgdanijcie co sie tam eksploatuje ;)
    Msza Swieta w kaplicy u salezjanow w Calce. Odpoczywamy i przygotowujemy sie do skoku w Amazonie.
    Hej!

    Sroda 25-08-2004

    Hej hej.
    Jestesmy w stolicy Peru w Limie. Dzieki pomocy rodziny salezjanskiej pojechalismy z Calki do Arequipy, gdzie przywital nas salezjanin ksiadz Stefan. Po kilkugodzinnym zwiedzaniu miasta pojechalismy do Limy (w tym miejscu pojawi sie w przyszlosci baner firmy Flores Hermanos, ktora zasponsorowala nam ten przejazd, dzieki Leida, Elen i Edyta!).
    W Limie zostawilismy czesc bagazu u salezjanow (zeby nam w amazonskich lasach bylo lzej) i zwiedzamy miasto (chlopcy) i wiezienie (dziewczyny).
    Pozdrawiamy Was serdecznie.

    Czwartek 02-09-2004

    Hej!
    Dawno nie pisalismy.. ale ostatnie dni spedzilismy nad Amazonka, bez dostepu do Internetu.
    Z Limy pojechalismy (trzecia noc w autobusie!) do Tarapoto (24h), gdzie po raz pierwszy mielismy do czynienia z prawdziwie tropikalnym temperamentem ludzi. Zostalismy wprost obskoczeni przez ok 20 kierowcow popularnych tutaj mototaksowek. W koncu udalo nam sie dostac do centrum miasta gdzie spedzilismy bardzo przyjemna noc (Ania wylosowala darmowy nocleg - w hotelu w ktorym byl basen...)
    Rano nastepnego dnia pojechalismy do Yurimaguas. Podroz trwala okolo 5 godz. w niezbyt komfortowych warunkach.. jechalismy na tzw. pace po wyjatkowo zakurzonej drodze. W Yurimaguas spedzilismy ok. 10 min. gdyz w momencie w ktorym wjechalismy do portu nad Amazonka, ujrzelismy wyplywajacy stateczek. Na widok tak apetycznych *gringo* jak my.. MONICA JIMENA zawrocila do brzegu i zaokretowalismy sie na rejs. Podroz do stolicy Selvy - Iquitos - zabrala nam dwie doby. Po drodze byly dwie burze i kilka niezapomnianych widokow..
    W Iquitos znalezlismy sie w niedziele okolo poludnia i po krotkiej wizycie w centrum postanowilismy wyruszyc w dalsza podroz Amazonka. Szybka lodz zabrala nas do Mazan.
    Tam zostalismy niezwykle goscinnie przyjeci przez polskie misjonarki Dominike i Dorote, oraz peruwianke Jaine. Tych kilka dni spedzonych z nimi trwale zapisalo sie w naszej pamieci. Chodzilismy na spacery po selvie bralismy udzial w rytualnych tancach podczas swieta patronki Mazan - sw. Rozy z Limy, bylismy na niezapomnianym (szczegolnie dla chlopcow:) wystepie lokalnych pieknosci :)) oraz mielismy mozliwosc odrobine pomoc przy misji.
    Dzis rano wrocilismy z Mazan do Iquitos, przyjal nas tuta ks. Marek. Dzien nam uplywa na zachwycaniu sie przyroda i jedzeniem :).
    Jutro wracamy do Limy, a potem juz zaraz do Was! Teskniacy... :) Czesc!

     

    trasa.bmp