Kamieniołom w Svobodnych Hermanicach 16-17.10.2004 |
W deszczowy październikowy weekend wybrałem się z moją przyjaciółką, Kasią Radkiewicz, stałą ekipą kolegów nurków, Markiem Staszczykiem, Krisem Sokołowskim, Igorem Marciniakiem i kilkoma innymi młodszymi stażem i stopniami, ponurkować w kamieniołomie w miejscowości Svobodne Hermanice. Znajduje się ona w Czechach w pobliżu Opavy, ok. 30km od polskiej granicy. Do zwiedzenia go przymierzaliśmy się już od dłuższego czasu - z relacji kolegów i opisów na internetowych listach dyskusyjnych wynikało że oferuje sporo atrakcji: przejrzystą wodę, z widocznością często przekraczającą 10m, sporą głębokość (maksymalnie 36m), interesujące podwodne formacje skalne, zatopione drzewa i parę sztucznych obiektów z czasów aktywnej eksploatacji wyrobiska.
W piątek wieczorem wyjechaliśmy z Warszawy naszym super-wygodnym "nurkobusem", czyli dużym zielonym Volkswagenem LT zaadaptowanym do potrzeb tego typu wypraw. Około 1 w nocy dojechaliśmy do Głubczyc, już w pobliżu granicy z Czechami i przespaliśmy się kilka godzin w zarezerwowanym wcześniej tanim pensjonacie. Rano ruszyliśmy dalej, przekroczyliśmy granicę w Pietrowicach i parę minut przed 10-tą znaleźliśmy się nad kamieniołomem.
Niestety, trafiliśmy na naprawdę paskudną pogodę! Lało jednostajnie, na szczeście było też przy tym stosunkowo ciepło. Zaciągnięty ciężkimi chmurami pagórkowaty krajobraz prezentował się raczej ponuro - kilka hałd kamieni wśród pól i duży zakład przemysłowy w pobliżu. Najładniej wyglądał sam kamieniołom, izolowany od niezbyt przyjemnego otoczenia przez otaczający go pierścień drzew. Zbiornik ma podłużny kształt o długości 430m, wygodny dostęp do wody możliwy jest tylko z jednego (południowego) końca, przy którym znajduję się parking, kilka bloków betonu umożliwiających zmontowanie i założenie sprzętu bez brudzenia go w błocie i pokryta czymś w rodzaju wykładziny dywanowej rampa sprowadzająca do wody i niewielkiego pomostu.
Marek demonstruje zawartość przedziału bagażowego "nurkobusa" | Montowanie sprzętu | Zejście do wody i pomost |
Koledzy nurkowali rekreacyjnie, ja po raz pierwszy występowałem w niedawno uzyskanej roli instruktora. Kursantką była Kasia, kończąca kurs na stopień Advanced Open Water Diver. Tym razem dodatkowo po raz pierwszy w życiu miała nurkować w suchym skafandrze, więc było trochę emocji. Ubraliśmy się, starannie sprawdzając konfigurację nowego sprzętu, i zeszliśmy do wody.
Przymiarki do nowego "suchacza" | Gotowość bojowa | Zejście do wody w pełnym ekwipunku | Ostatnie testy sprzętu przed zanurzeniem |
Obawy okazały się niepotrzebne - Kasia w "suchaczu" od razu poczuła się doskonale, wręcz lepiej niż w piance! Po wykonaniu kilku podstawowych ćwiczeń z utrzymywania pływalności popłynęlismy na wycieczkę wzdłuż zainstalowanej pod wodą poręczówki łączacej najciekawsze obiekty na dnie. Poza zmąconą strefą przy brzegu, widoczność była świetna, zgodnie z zapowiedziami przynajmniej 10m. Niedaleko od pomostu, na głębokości 8m, leżał wrak starego auta. Nieco dalej, już na 17m, zamocowano platformę treningową, za nią znaleźliśmy żółtą makietę bomby lotniczej i parę innych rupieci. Z uwagi że było to pierwsze nurkowanie Kasi w suchym skafandrze, nie zapuszczaliśmy się zbyt daleko, odprowadziłem ją na brzeg, a sam od razu zanurzyłem się jeszcze raz. Zrobiłem szybką turę wzdłuż poręczówki, po platformie i bombie mijając jeszcze termometr przyczepiony do drewnianej belki (pokazywał 6C), kuferek pełen czeskich orderów i odznaczeń i docierając aż do najgłębszego miejsca kamieniołomu, ruin cembrowanej studni (zasypanej, nie można wejść do środka) - komputer pokazał mi przy dnie równe 36m. Wracając wzdłuż zachodniego brzegu kamieniołomu przepłynąłem jeszcze nad czymś w rodzaju zatopionego lasu, grupą malowniczo powykręcanych martwych drzew.
Podwodne atrakcje: kilka zdjęć autorstwa Grzesia Studziennego
|
||
Wrak auta | Zatopione piargi | Łancuchy pod platformą |
|
||
Makieta bomby | Skarby pirata | Pionowe ściany kamieniołomu |
Po półgodzinnej przerwie zanurkowałem z Kasią jeszcze raz, tym razem ćwicząc podwodną nawigację, po czym wszyscy wrzuciliśmy sprzęt do auta i nawet nie rozbierając się ze skafandrów pojechaliśmy do odległej o może kilometr bazy nurkowej w wiosce Hermanice. Można tam nabić w rozsądnej cenie butle (8 koron, czyli nieco ponad 1zł, za litr powietrza) i przenocować, chociaż to ostatnie mogę polecić jedynie osobom nie przywiązanym do nadmiaru wygód. Warunki, jak określił sam właściciel bazy, pan Józef Stawowski, są "bardzo turystyczne". W praktyce przekłada się to na kilka nie odnawianych od bardzo dawna pokoi z prymitywnymi pryczami. Wskazane są własne śpiwory, bo pościeli albo brakuje, albo jeżeli już jest, to jej stan nie budzi zaufania. Oprócz kilku pokojów sypialnych jest też spora kuchnia, więc można samemu przygotowywać sobie posiłki.
Baza nurkowa w Hermanicach | Nasz "nurkobus" | Ciekawostka: w bazie jest komora dekompresyjna! |
Baza nurkowa w Hermanicach:
Godziny otwarcia sobota 9.00, 13,00, 17.00, niedziela 9.00, 13,00,
(17.00).
Telefony 728 730 955, 603 788 671, 602 703 682 - pierwsze dwa do pani
z Hermanic opiekującej się bazą, ostatni do pana Stawowskiego który ją
prowadzi ale dojeżdża z innej miejscowości.
E-mail: j.staw@so_znam.cz
Mimo spartańskich warunków, zdecydowaliśmy się na nocleg w bazie, zostawiliśmy sprzęt, i poszliśmy na obiad do odległej o kilkadziesiąt metrów sympatycznej knajpki. Żeby oderwać się od nurkowania, Igor z Markiem rozegrali nawet zaciętą partię bilarda.
Marek i Igor grają o obiad |
Wieczorem pojechaliśmy nad wodę jeszcze raz i zrobiliśmy przepiękne nocne nurkowanie, najciekawsze w czasie całego wyjazdu. Fatalna pogoda, ulewa, ciemność i szybko obniżająca się temperatura, kontrastowała ze pokojem i ciszą pod powierzchnią jeziora. Widoczność poprawiła się jeszcze, opadł muł wzniecony w ciągu dnia przez nurkujących. Snop światła z mojej potężnej 150 watowej latarki rozświetlał wodę na wiele metrów naprzód, wyławiając z niej kształty skał i zatopionych obiektów. Wokól nas kręciły się też calkiem liczne stadka sporych ryb. Doplynęliśmy z Kasią aż do studni, schodząc ponownie na ponad 30m, i wróciliśmy wzdłuż wschodniego brzegu kamieniołomu, opadającego pionowymi ścianami na głębokość kilkunastu metrów - w nocy robiły naprawdę niesamowite wrażenie.
Następnego dnia rano na parkingu przed kamieniołomem spotkaliśmy spory tłumek nurków, przynajmniej połowa z nich przyjechała z Polski. Tym razem połynąłem z Markiem Staszczykiem i Robertem Korandy na długą i dość wyczerpującą (ponad 50min i prawie kilometr pod woda, z tego spora cześć w toni aby uniknąć kłopotów z dekompresją) turę dookoła całego kamieniołomu - dotarliśmy do jego północnego końca, do miejsca gdzie podwodna lina poręczowa łącząca główne atrakcje kończy się przywiązana do zatopionego słupa telegraficznego. Ostatni akcent jest nieco makabryczny - na słupie wisi przywiązana rogata krowia czaszka.
Wczesnym popołudniem ruszyliśmy z powrotem do Warszawy. Mimo kiepskiej pogody, wszyscy byli bardzo zadowoleni - kamieniołom w Hermanicach naprawdę warto obejrzeć, jest z pewnością ciekawszy niż większość (jeżeli nie wszystkie!) akwenów nurkowych w południowej Polsce. My sami planujemy wybrać się tam ponownie zimą, kiedy jego powierzchnia zamarznie, i spróbować nurkowań podlodowych - w zazwyczaj krystalicznie czystej w takich warunkach wodzie pionowe ściany skalne powinny robić jeszcze większe wrażenie. Chętnych na tę wycieczkę (na dowolną inną oczywiście też, w Polsce i poza nią), zapraszamy, wystarczy napisać do mnie! A jeżeli ktoś dopiero chciałby nauczyć się nurkować, albo podnieść swoje kwalifikacje, również może się zgłosić do nas na odpowiedni kurs.
Janusz Rosiek, 20.10.2004 |