ARKADIJ I BORYS STRUGACCY


PONIEDZIAŁEK ZACZYNA SIĘ W SOBOTĘ (FRAGMENT)

 

 

...Wepchnąłem klucze do kieszeni marynarki i wyruszyłem na pierwszy obchód. Głównymi schodami, które za mojej pamięci były używane tylko jeden raz, gdy instytut zwiedzała jakaś koronowana osoba z Afryki, zbiegłem do olbrzymiego westybulu z wielowiekowymi nawarstwieniami ozdób architektonicznych i zajrzałem przez okienko do portierni. W fosforyzującej mgławicy majaczyły tam dwa makrodemony Maxwella. Demony grały w jedną z najbardziej stochastycznych gier - w orła i reszkę. Trawiły na to wszystek wolny czas. Olbrzymie, niemrawe, nieopisanie absurdalne - przypominały odziane w zniszczoną liberię kolonie wirusa Heinego-Medina pod mikroskopem elektronowym. Jak przystoi demonom Maxwella, przez całe życie zajmowały się otwieraniem i zamykaniem drzwi. Były to rutynowane, świetnie wytresowane egzemplarze, ale jeden z nich, ten, który pilnował wyjścia, osiągnął już wiek emerytalny, równy wiekowi Galaktyki, od czasu do czasu dziecinniał i przestawał pracować. W takich razach ktoś z Obsługi Technicznej wkładał skafander, wchodził do portierni napełnionej stężonym argonem i doprowadzał starego do przytomności. Zgodnie z instrukcją zakląłem oba demony, to znaczy, zamknąłem kanały informacji, i zwarłem na sobie urządzenia wejściowo-wyjściowe. Demony nie zareagowały, były zaprzątnięte czym innym. Jeden wygrywał, a drugi - zgodnie z logiką - przegrywał, i fakt ten, naruszający równowagę statystyczną, bardzo je niepokoił...